Rozsypujący się beton. Schody, po których strach chodzić, bo można sobie skręcić nogę. Zardzewiałe barierki. Porozrzucane szkło z butelek. Śmieci. Obraz nędzy i rozpaczy - z tym musieli się zmierzyć architekci.
Pomysłów na odrestaurowanie było przez lata sporo. No właśnie. Lata. Schody zamknięto w 2002 roku. I od tego czasu mieszkańcy czekali na konkretne decyzje w tej sprawie.
To nie jest tak, że przez te 23 lata nie było na to pomysłów. Było. Sporo. Ale według urzędników ta nowe koncepcja jest najbardziej optymalna i realna do zrealizowania. Stworzyli ją eksperci - trzynastu architektów. Praca trwała długo i nie była prosta. Trzeba było zacząć od wizji lokalnej i zrozumienia co w tym miejscu jest najbardziej wyjątkowe.
Żeby zachować tożsamość tego miejsca, to Schody Donikąd pozostaną schodami. Trzeba będzie jednak najpierw zburzyć aktualne i postawić nowe. Nie ma przy tym możliwości zachowania zieleni, która teraz rośnie na zboczu. Posadzone zostaną nowe rośliny. Architekci zaplanowali więcej miejsc do odpoczynku, ławek i pergoli. Kolejna trudność to potrzeby osób niepełnosprawnych. Nie da się zamontować tam tradycyjnych wind.
Nowe Schody Donikąd mają kosztować około 30 mln zł. 25 mln dofinansowania miasto chce zdobyć z urzędu marszałkowskiego. Jeszcze nie złożyło jednak żadnych wniosków.