Zielonogórzanin Szymon Jaskuła wszedł na Manalsu, ósmy pod względem wysokości szczyt Ziemi. Ma 8163 metry. Należy do najtrudniejszych ośmiotysięczników. Z danych na Wikipedii wynika, że do 2018 roku były 64 ofiary tej góry.
Co ciekawe, w wysokich górach zakochał się dopiero przed trzema laty. Sam podkreśla, że jest amatorem, turystą. Zawodowo pracuje, jako tłumacz. Ale zaznacza, że nie ruszył w Himalaje sprzed telewizora, czy komputera. Zdobył najwyższy szczyt poza Azją i najwyższy w Ameryce Południowej. To Aconcagua ma 6962 m. npm. Był też na szczycie Kilimandżaro, to najwyższy szczyt w Afryce, ma 5895 m. npm.
Do niedawna korzystał z gór po to tylko, żeby z nich zjeżdżać na snowboardzie. Jeździ od ponad 10 lat. Kiedy przeprowadził się, w nowym miejscu poznał sąsiada zafascynowanego górami.
– Z Andrzejem, strażakiem z zawodu zgadaliśmy się i pojechaliśmy w Dolomity na pierwsze takie via ferraty, czyli zabezpieczone, żelazne drogi górskie i tak się zaczęło – opowiada o początku.
Tuż przed wakacjami na Denali poznał Karola Adamskiego z Radomia, który organizuje wyprawy i wspina się na góry i wulkany na całym świecie.
– Powiedział, że w tym roku wybiera się na Manaslu, bo w zeszłym roku wejście zakończyło się niepowodzeniem, zeszło kilka lawin i parę osób zginęło, warunki pogodowe były bardzo złe. Szybko podejmuję decyzje. I dołączyłem do nich. W ekipie z Polski były trzy osoby. Mieliśmy też Holendra i Hindusa – opowiada.
W tej pasji radość sprawiają już przygotowania do wyjazdu. Sama wyprawa trwała ponad miesiąc. A kiedy już osiągnie się szczyt, co się wtedy czuje?
– Ogrom różnych emocji, z jednej strony szczęście, ponieważ cel został osiągnięty, ale również strach. Mogę powiedzieć, że tam było spektrum od radości po lekką panikę i niepewność – wyjaśnia nasz rozmówca.
– Ale wejść na szczyt to jedno, trzeba z niego jeszcze zejść i jest troszeczkę inna perspektywa. Jak się wchodzi, przeważnie na tym ostatnim ataku szczytowym większość drogi pokonuje się w ciemnościach, a inaczej się potem schodzi, jak się patrzy w dół – opowiada zielonogórzanin i przyznaje, że ma lęk wysokości.
Zatem jak to możliwe, żeby go pokonać? – Nawet, jak mieszkałem kilka lat temu na os. Pomorskim na ósmym piętrze, to z balkonu nie mogłem na dół patrzeć, bo się po prostu bałem. W górach tak samo jest, ale im dłużej tam przebywam, tym szybciej oswajam ten strach, zaprzyjaźniam się z nim i górą. I on mi na ten czas mija. Tak trochę przytulam go i idę pod rękę z nim – opowiada.
Szymon Jaskuła ma w planach na przyszły rok trzy ośmiotysięczniki Mount Everest, Lhotse i Makalu oraz powrót na Alaskę, na Denali. Spełnienie kolejnych marzeń będzie zależało od zebrania funduszy.