Obwodnica Drezdenka to inwestycja, na którą mieszkańcy czekają naprawdę długo. Można powiedzieć, że zbyt długo, bo bez niej tiry nadal rozjeżdżają miasto. I to dosłownie - bo przez ogromny ruch na ulicach drezdeneccy samorządowcy nie nadążają z łataniem dziur. A do tego jeszcze spaliny szkodzą zdrowiu i krótko mówiąc, zatruwają życie.
Wszyscy bez wyjątku liczą, że obietnice składane przez odpowiedzialnego za inwestycję, po stronie zarządu województwa, marszałka Marcina Jabłońskiego w końcu się zmaterializują i budowa się rozpocznie. Tym bardziej że obiecywał on publicznie, że z początkiem roku umowa z ministerstwem infrastruktury zostanie podpisana. Mamy już prawie marzec, a umowa nie tylko nie jest podpisana, ale wciąż nie wiadomo, na jakim etapie są ustalenia lubuskiego samorządu z urzędnikami w Warszawie.
Pieniądze na budowę obwodnicy wyłożył nie tylko rząd. Środki zabezpieczył też gminny samorząd. Wciąż brakuje ostatniego ogniwa - czyli szybkiego działania inwestora, którym jest samorząd wojewódzki.
Dotychczasowych działań zarządu województwa nie rozumieją też sami mieszkańcy.
Realizacja inwestycji oznacza wybudowanie prawie 6 km drogi biegnącej przez tory kolejowe i Noteć. Część tej trasy miałaby przebiegać przez wał przeciwpowodziowy, co dodatkowo spowoduje, że obwodnica będzie spełniać funkcje przeciwpowodziowe.